PDF

na szczycie mt kościuszkoWioletta Gutfrańska, ostródzka alpinistka i pasjonatka podróży, wróciła już z szóstej życiowej wyprawy, osiągnąwszy szósty z dziewięciu szczytów kontynentalnych ziemi Mt. Kościuszko (2228 m) w Australii. Wioletta ma już na swoim koncie najwyższe szczyty Europy ( Mt Blanc 4810 m), Afryki (Kilimandżaro 5895 m), Ameryki Północnej (Mc Kinley 6194 m) Ameryki Południowej (Acancagua 6962 m) i Kaukazu (Elbrus 5621 m). Wszystkie dotychczasowe wyprawy odbywały się pod patronatem Starosty Ostródzkiego i przy wsparciu powiatu ostródzkiego. Stąd na każdym ze zdobytych szczytów załopotała flaga z różą Bażyńskiego.

Oto krótka relacja samej Wioletty z ostatniej australijskiej wyprawy.
 
„To już piąty kontynent, który miałam okazje odwiedzić i oczywiście zdobyć jego najwyższy wierzchołek, wyprawa na Antypody odbyła się pod patronatem Starosty Ostródzkiego. Tym razem wejście na Mt. Kościuszko (2228 m), nie wiązało się z dokonaniami typu sportowego, nie była to również wielodniowa wyprawa. Jedynym utrudnieniem był silny wiatr, ale mimo tego świeciło piękne słonko, w końcu w Australii o tej porze roku jest lato. Na szczycie, wraz z rodzinką stanęłam 28 stycznia o godzinie 14-stej.
 
Góry śnieżne są bardzo łagodne, ale wietrzne, porośnięte bardzo kolczastą roślinnością. Może z tego powodu, ścieżka turystyczna wyłożona była metalową siatką. Zimą, góry te są jednak pokryte grubą warstwą śniegu, gdzie znajduje się wiele narciarskich kurortów.

W tak odległym kraju nie zamierzałam jednak chodzić tylko po górach. Byłam pod ULURU - największym na świecie monolicie, miejscu świętym dla Aborygenów, z jego czerwoną skałą i ziemią. Dla mnie to najbardziej magiczne miejsce w australijskim interiorze.
 
Korzystałam z uroków najpiękniejszych plaż na wschodnim wybrzeżu. Zwiedziłam Sydney i stolicę Canberrę. Miałam okazje znaleźć się w najstarszym na świecie lesie deszczowym na północy kraju w okolicach Cairns, pływać po Wielkiej Rafie Koralowej oraz spotkać rdzennych mieszkańców.
 
Oprócz wyśmienitych owoców morza, spróbowałam mięsa krokodyla, kangura i emu. Niestety przysmaku aborygenów „witchetty grubs” nigdzie nie podawano, chociaż nie wiem, czy starczyłoby mi odwagi by je spróbować. To ogromne białe larwy wykopywane z ziemi, pieczone w ognisku.
 
W Pekinie, podczas drogi powrotnej, zamiast bezczynnego koczowania na lotnisku, pojechałam na żywo obejrzeć Wielki Chiński Mur oraz Zakazane Miasto.”
Wrażenia Wioletty są oczywiście dużo obszerniejsze i dużo barwniejsze niż w powyższym komunikacie. Mamy nadzieję poznać je dzięki spotkaniom, które Wioletta planuje odbyć, na które w stosownym czasie zaprosimy.

mt_gallery:1

Tekst: Wioletta Gutfrańska
Zdjęcia: Wioletta Gutfrańska